tym razem zaczelo sie nerwowo juz na samym starcie,przy odprawie na lotnisku w pyrzowicach stwierdzono w moim paszporcie brak danych biometrycznych, ktore obowiazkowo powinny tam byc,wielokrotne proby odczytania nie przyniosly rezultatu i panowie ze strazy granicznej odstawili nas na bok,pojawily sie pytania o mamusie ,imie rodowe i co tam jeszcze znalezli w swoich komputerach,odpowiedzi ich usatysfakcjonowaly i po oswiadczeniu ze wedlug nich taki paszport zostal wydany ( a co sam go wydrukowalem?) umozliwili nam rozpoczecie podrozy,
my to mamy szczescie - znowu tylko polowa samolotu do KL byla zapelniona wiec spanie na calego!
w KL recepcjonistka namowila nas na zwiedzanie jaskin pod miastem - batu caves,na wysokosci stanely tylko malpy makaki, ktore atakowaly turystow i pozowaly do zdjec ,reszte mozna sobie darowac,wolny czas poswiecalismy na jedzenie,tesknota wziela gore i objadalismy sie bez opamietania,odkrylismy kilka nowych kulinarnych przybytkow i KL chociaz coraz bardziej betonowe to coraz bardziej nam sie podoba.