Fantastyczny dzień.Pobudkę mieliśmy bardzo wcześnie z powodu wyjazdu do Parku Bako.Jest to najstarszy park Malezji.Dziewicza dżungla, zatoczki z plażami,klify z piaskowca no i nosacze, których pozostało około tysiąca i które występują tylko na Borneo.Takiej okazji nie mogliśmy przepuścić, choć na forach czytałem, że niewielu je widziało my mieliśmy to szczęscie.Szczeście mieliśmy również jechać autobusem prawie dwie godziny (ok. 35km), który może i kiedyś nim był, ale jeśli tubylcy to coś tak nazywają to niech im będzie.Ruszyło toto tak, że myśleliśmy, że się rozsypie męczył się strasznie i wył.Ale jak wyjechał na pustą drogę to przyspieszył do prędkości ponaddźwiękowej gdzieś około 50km/godz. i wpadł w wibracje typu wiertarka połączona z młotem pneumatycznym.Amortyzatory prawdopodobnie wymontowano i sprzedano jako złom.Z przodu jak byk tabiczka no smoking a oni wszyscy palą i kipują na podłogę.Siedząc trzymaliśmy się mocno poręczy żeby nie pospadać.Klimatyzacja oczywiście była i to jaka! Wszystkie okna pootwierane wiec te pozostałe moje włosy pęd powietrza jeszcze bardziej przerzedził.Oni tu mają czarne i gęste czupryny wiec rozumiem, że mają okazje zaoszczędzić na fryzjerze ale ja?Od dziś znamy również zapachy spalin poszczególnych środków komunikacji.Potrafimy bezbłędnie określić zapach spalin skutera bądź ciężarówki i liczbę oktanową zatankowanej benzyny. Justyna stwierdziła, że czuje się jakby jechała przez Kenię.Nie wiem skąd te analogie przecież nigdy tam nie była.Ale najlepsze było w drodze powrotnej (jechaliśmy tym samym pojazdem z tym samym kierowcą).Po którymś przystanku nie chciały się zamknąć przednie drzwi.No bardzo dziwne, że się zacieły.Więc pan kierowca,uwaga- w czasie jazdy! wrzucił luz, nie puszczając kierownicy wstał, przerzucił jedną nogę przez odgradzającą go barierkę od pozostałej części autobusu i szybkim jej wymachem z tak zwanego kopa zamknął niepokorne drzwi.Cała ta operacja wymagała od niego sporej sprawności fizycznej wiec byłem pod dużym wrażeniem jego akcji a mówiąc dokładniej oczy wyszły mi na wierzch. Później było już tylko lepiej.Dojechalismy do portu i tam wynajęliśmy łódź ( park dostępny jest tylko od strony morza),Podróż najpierw rzeką a następnie morzem zajęła nam ok. 20 min i pomimo ostrzeżeń przed krokodylami żaden nie chciał nas uraczyć swoim widokiem.Kapitan uwieczniony na zdjęciu tłumaczył to wysokim stanem wód.Wejscie do Bako podlega obowiązkowi meldunkowemu dokładnymi danymi osób wchodzących i trasami, po których będą się poruszac.Jak nie wrócisz na podaną godzinę będą cię szukać. To teoria a jak w praktyce nie sprawdzaliśmy.Treking wyczerpujący,cztery litry wody na osobę poszło w powietrze dosłownie zalewało nas potem, ale było warto.