W porcie od samego rana spory ruch.Plecakowcy z całego świata pakują się na łodzie.Po ok. 30 minutach dopłynęliśmy do mniejszej wyspy o nazwie Kecil.Obie wyspy (druga Besar) są oddzielone od siebie wąskim przesmykiem.Na obu są piękne plaże szlaki przez dżunglę a wokół płytkie rafy koralowe.
Z powodu braku miejsca na pierwszą noc wylądowaliśmy w chatce o standardzie minus pięć gwiazdek,za to z wieloma atrakcjami:Prawie dwumetrowy waran przechadzający się po tyłach posesji uciekający przed nami z prędkością światła(niestety nie dał się sfotografować),zielona żmija wypoczywająca przed wejściem,żaby wydające dziwne nieznane nam dźwięki,(próbowały z nami zamieszkać, ale zostały potraktowane miotłą),kilka małych gekonów,dwie wiewiórki i kogut piejący od 3 w nocy do zmierzchu.Nie ma to jak z naturą na ty.Prądu przez cały dzień zero(agregaty włączają od 18.30) wiec wypiliśmy kawę na zimno.Użycie prysznica wymagało nie lada zręczności.Odkręcając kurek trzeba było znaleźć taki moment, aby woda zaczęła lecieć a nie wyskoczył.Przekręcony tryskał poziomo z mocą sikawki strażackiej.Ciekawych szczegółów kryło się wiecej, jak np.. wchodzenie do chatki.Po naciśnięciu klamki drzwi otwierało się mocnym uderzeniem barkiem albo nogą jak kierowca z pamiętnego autobusu nr 6.Staraliśmy się jakoś przetrwać do następnego dnia przebywając z dala od domu tajemnic.Na kolacje wybraliśmy się na druga stronę wyspy a powrotna drogę przez dżunglę odbyliśmy oświetlając teren włączonym laptopem(podziękowania dla firmy Microsoft za Windows XP).
Noc przy dźwiękach agregatów prądotwórczych,brzęczącego wentylatora i moskitiery nieprzepuszczającej poza komarami powietrza minęła w miarę spokojnie.