Wczorajszy dzień rozpoczęliśmy od sesji fotograficznej największej atrakcji KL czyli Twin Towers czy jak ktoś woli Petronas Towers. Imponujące. Stal i szkło podświetlana w nocy robi jeszcze większe wrażenie. Zarezerwowaliśmy wjazd na kładkę łącząca obie wieże dopiero na wieczór i nie zdążyliśmy na wyznaczoną godzinę z powodu taksówkarza, który nie ostrzegł nas, że wpadniemy w uliczne korki. Staliśmy ponad 40 minut. Koszmar.
Gdy chcieliśmy wysiąść podczas przemieszczania się w żółwim tempie zażądał dodatkowej kasy. Bezczelny. Jak zapytałem go czy jeżelibyśmy tak stali kilka godzin to musielibyśmy za ten czas zapłacić to nie wiedział co powiedzieć i zamilkł na dobre. I tak próbują zagrywać z turystami. A kilka godzin wcześniej jechaliśmy z super taksówkarzem muzułmaninem bardzo miłym, mówiącym po angielsku , który przy wysiadaniu otworzył Justynie drzwi. Bilety udało się przebukować na dzień następny na godzinę 10.00. Kładka znajduje się w połowie wysokości wież na 41 piętrze i nie jest taką atrakcją jakby się wydawało. 10 minut u góry i jazda w dół. A na dole gratka. Przed głównym wejściem kawalkada luksusowych samochodów, pełno policji i ambulans. Po chwili wytoczył się z budynku wielki szejk z żoną i ochroniarzami. Chciałem pstryknąć im kilka fot, ale jeden rzucił do mnie krótko „ no photo” to odpuściłem, bo już widziałem siebie rozpłaszczonego na marmurach ze stadem „goryli” na plecach. Jak ktoś rozpozna herb lub proporzec kraju to proszę napisać bo jestem ciekawy ile barył ten gość produkuje.
Jedliśmy po raz pierwszy deser molekularny - mango z kawiorem owocowym w sosie kokosowym, bardzo ciekawe doznania,oczywiscie że pycha!!!