ostatniego dnia w sapa zeszlismy w doliny, u gory slonce a na dole ? widac na zdjeciach, wszedzie mleko, poruszanie się po niektórych wioskach dozwolone jest tylko z przewodnikiem,powod nieznany, a jak nie wiadomo o co chodzi to prawdopodobnie o kase, przydzielono nam po jednym szerpie plci żeńskiej i w kilku sytuacjach przy stromych sliskich zejściach okazali się nawet pomocni,jedzenie w przerwie wędrówki było co tu duzo mowic –podle,mój komentarz w strone przewodnikow ze bardziej nadaje się dla prosiakow niż dla ludzi spowodowal propozycje konsumpcji posiłku z wyższej polki niż makaron z sosem sojowym i salata, propozycje zbyliśmy i ruszyliśmy w dalsza droge ,po drodze bieda totalna (może to zarcie mialo nas do niej zbliżyć) plus ladna szkola finansowana z funduszy unicef,troche na pokaz jak za dawnych lat w polsce,wieczorem przy odbiorze biletow na pociąg do hanoi problemy,bilety ewidentnie do dwóch roznych przedziałów,wiedzieliśmy wczesniej ze jak sa jakies problemy to wietnamczycy zapominaja jezyka angielskiego i udaja głupich i tak wlasnie się stalo,no to ja do nich ze dzwonie na po policje turystyczna bo zaczely wymachiwac lapkami ze mamy już sobie isc,nagle przypomnialy sobie ze cos rozumieja i po kilku telefonach sprawa zostala zalatwiona,w hanoi byliśmy o 4 rano ,hotel niezarezerwowany,to siedzimy w poczekalni bo strach wyjsc na ulice,po godzinie przyczepila się do mnie delikatnie mówiąc panienka lekkich obyczajow,albo była nacpana albo psychiczna robila glupie miny i nie chciala odejść,pozniej usiadla za nami przy innym białym i to samo do niego,uciekl, a ta chwycila mnie za szyje od tylu,tego było za wiele,puscilem wiązankę ,nie wiem czy zrozumiala ale poszla, co robilo kilkudziesięciu wietnamczykow siedzących z nami ? nic gapilo się z zaciekawieniem,
postanowiliśmy oswoic to miasto,kupiliśmy bilety do teatru lalek na wodzie jeszcze przed wyjazdem do sapa,ciagle tlumy ludzi przy kasach i jak w owczym pedzie robimy to samo,było troche smiesznie troche sympatycznie,prawde mówiąc lekka kaszana,za to kulinarnie miasto bez zarzutu,bardzo dobre jedzenie,ciekawe knajpki(trzeba odkryc w waskich uliczkach),przed południem była jeszcze druga kaszana,poszliśmy znowu w owczym pedzie odwiedzic „dziadka cho hi mincha,to taki tutejszy lenin,(pomniki lenina tez jeszcze sa i chyba postoja) chciał być skremowany a oni go wpakowali do mauzoleum na widok publiczny i ruskich do balsamowania zatrudnili,kolejki nieziemskie,ramionka zakryte jak do świątyni,raczki wyprostowane,powazna mina,nie wolno rozmawiac ,jak nie to wynocha,delegacje z zakładów pracy i szkol,skad my to znamy,
tak na marginesie to chyba przyciągamy psychicznych bo ciagle cos od nas chca,w hoi an nazwaliśmy jedna z ulic ulica psychola po której taki się poruszal,dzisiaj jakis przyczepil się do justyny lapal za noge i pokazywal palcem na klapki,
polecamy buly chińskie na parze z jajami przepiórczymi,wszedzie było jedno jajo a tu sa dwa i to zdecydowanie poprawia wizerunek miasta :)