z godziny na godzine hanoi stawalo się coraz bardziej przygnebiajace,zmeczenie podroza dolozylo swoje,nie miałem ochoty wyciagac aparatu żeby zrobic chociaz kilka zdjec,zreszta co tu fotografowac,koszmarne wiezowce lub zasmiecony park z zielona woda w stawie,stara czesc miasta polecana w przewodniku po zaczarowanym hoi an nie zachwyca,pelno sklepikow z tandetnymi ciuchami i tzw pierdolami,zatesknilismy za nabialem i kupiliśmy bagiete,serki topione mleko i tak wyposażeni zrobiliśmy sobie piknik w towarzystwie gimnastykujących się wietnamczykow,jak to czasami po dobrym posiłku bywa humory się poprawily,blakanie po uliczkach nie było już tak meczace a dzwieki klaksonow mniej irytujące,w drugiej czesci dnia powtórzyliśmy manewr poranny zjadając fantastyczne tajskie curry, milym zaskoczeniem był sypialny pociąg do lao cai tuz przy chińskiej granicy,co prawda nazwa (king express) nie w pelni adekwatna do wyglądu i prędkości za to w czystymi wygodnymi lozkami ,przedzialami wylozonymi drewnem i uwaga! czysta wykafelkowana lazienka,spalo się tak dobrze ze obudziliśmy się po 9 godzinach jazdy już na stacji koncowej,szybka przesiadka do busa i po godzinie jesteśmy w sapa,